Adam Ziemianin, dziś poeta i dziennikarz Gazety Krakowskiej, znany jest jako autor tekstów do piosenek śpiewanych przede wszystkim przez Stare Dobre Małżeństwo i Krzysztofa Myszkowskiego. Po twórczość Ziemianina sięgali Elżbieta AdamiakJacek WójcickiWolna Grupa BukowinaRafał Nosal. W 2012 po poezję Adama Ziemianina sięgnął Marek Andrzejewski z zespołu "Federacja" i do czterech jego wierszy napisał muzykę oraz umieścił na swojej solowej płycie „Elektryczny sweter. Po latach, w czasie wizyty w swoim „Ogólniaku”, tak wspomina „poczciwą budę”:

     Liceum dalej mieści się w pensjonacie „Kryniczanka”, jak przed trzydziestoma laty. Na początku każdego roku szkolnego pierwszym i najważniejszym przykazaniem obowiązującym uczniów był zakaz wychodzenia na balkony, bo groziło to zawaleniem. Siadam w ławce swojej klasy. Na tablicy ktoś napisał „Miłych Wakacji”. Wakacje mam już od ponad trzydziestu lat, ale dziś na chwilę wchodzę w tamten czas. W klasie gwar za chwilę wejdzie wychowawczyni Pela, czyli Petronela Gawlikowa. Jest naszą polonistką. Chłopcy się w niej podkochują, bo jest ładna i zgrabna. Zresztą niewiele po studiach. Pewnie zacznie pytać z „Lalki”. Romek Gomółka nie przeczytał lektury, liczy na mnie, że mu podpowiem. Są małe szanse, żeby mu się udało, bo gdy trafi na niego Pela tak go dociśnie, że zaraz wyjdzie na to, iż nie przeczytał książki. Pytania jej są drobiazgowe, np. ile rubli Wokulski zapłacił za lalkę?. Nawet ja, który czytałem tę powieść mam problemy z takimi pytaniami. Na szczęście i mnie i Romkowi się udało.

Na lekcję biologii trzeba zejść do pracowni biologicznej. To królestwo Teodory Sawczak zwanej Czymczachą, bo zamiast tymczasem mówiła czymczasem, a zamiast szczypczyki mówiła czypczyki. Młodzież zaraz wyłapuje takie potknięcia. Ze strachem wchodziło się do królestwa Czymczachy. Żaby i węże w formalinie patrzyły na nas martwym wzrokiem, a wypchane ptaki, wydawało się, że zaraz zerwą się do lotu, zwłaszcza wtedy, gdy Czymczacha krzyczała: „Jędrzejowski paliłeś!” Proszę natychmiast przenieść się do ostatniej ławki. To z nią szliśmy na Górę Parkową, gdzie pokazywała nam zioła, kwiaty i trawy, ucząc ich nazw. Do dziś, kiedy idę na górską wycieczkę i patrzę na dziurawiec, czy na storczyki, przypominam sobie Czymczachę. Dziś pewnie w niebie kompletuje zielnik dla aniołów i od czasu do czasu zwraca się do nich – czymczasem podajcie mi czypczyki, żebym mogła sobie lepiej poradzić z tymi roślinkami.

Madame Maszewska była prawdziwą damą w naszym ogólniaku, ale i prawdziwym postrachem. Kto wie czy język francuski nie był najważniejszym przedmiotem w krynickim Liceum. Dostateczny na szynach z klasówki to była całkiem przyzwoita ocena. Poza Elżbietą, która wybierała się na romanistykę i kilkoma osobami, które brały lekcje z francuskiego, reszta klasy nie umiała w ząb francuskiego. Ale i na nią znalazł się sposób. Klasówki po lekcjach zanosiła do domu jej ulubienica Elżbieta, bo nie do pomyślenia było, żeby madame Maszewska sama dźwigała zeszyty. Największe lewusy z francuskiego uprosiły Elę, żeby na chwilę z zeszytami weszła pomodlić się do krynickiego kościoła. Dała się uprosić i w świątyni zaczynało się odpisywanie od najlepszych uczennic. Grzesiek Filip, dziś geodeta w Szczecinku, trochę przesadził, bo klasówkę napisał, a właściwie odpisał na bardzo dobry.

- Filip, to niemożliwe! Chodź no tu do tablicy!

Dziwiła się madame Maszewska , a jej zdziwienie było uzasadnione. Grzesiek przedobrzył.

Profesorem od rosyjskiego był u nas Wania, nawet wdzięczne miał przezwisko. On też siał postrach, ale bardziej po słowiańsku.(…) Jedyną słabością Wani było to, że dawał się wypuszczać na dyskusje, które z językiem rosyjskim nie miały nic wspólnego, dopiero pod koniec lekcji się reflektował i kazał czytać Gogola w oryginale Jasiowi Sroce.

- Ty składasz litery i to w klasie maturalnej! Jak ci się dotąd upiekło – dziwił się z troską Judasza.

- ale ja nie idę na filologię rosyjską – bronił się Jasiek

A upiec się mogło choćby w ten sposób, że przynosiło się listy od przyjaciół z Moskwy, Sumgaitu czy Kijowa. Za każdy list była ocena pozytywna, dzięki temu średnia na okres też byłą pozytywna. Wania miał zmysł i pasję detektywa. To on, jako chyba jedyny, wpadał na dużej przerwie do ubikacji i przekrzykiwał dym papierosowy – Kożuch, Marchewka i Gądek macie obniżone zachowanie za papierosy – i szybko uciekał na korytarz.(…)Znacznie więcej było w naszej szkole pedagogicznych oryginałów. Fizyk zwany Pikusiem. Mały wzrostem, lecz z sercem Napoleona, Andrzej Wasiak, który uczył nas historii i geografii, ale potem znudziła mu się krynicka szkoła i przeniósł się na WSP do Częstochowy, robiąc po drodze doktorat. Maciek Porzycki, od wychowania fizycznego, zaszczepił w nas bakcyla turystycznego(…). Opuszczam krynickie Liceum. Jutro wypełni się młodzieżą, ale początek roku odbędzie się w kinie „Jaworzyna”, bo w Sali gimnastycznej nie pomieściliby się wszyscy. Zamykają się za mną drzwi pracowni biologicznej. Przyglądam się jeszcze przez moment wypchanej sowie, wydaje mi się, że mrugnęła do mnie okiem.  [1]

[1] Wspomnienia Adama Ziemianina, Gazeta Krakowska, 1999r.